W tym roku przygotowania do sezonu rozpocząłem wcześniej niż zwykle, bo w połowie października. Niestety udało mi się przepracować tylko tydzień i przez chorobę wylądowałem w łóżku na kolejne dziesięć dni.
Wyszło więc po staremu, a z robieniem formy na 2020 wystartowałem wraz z początkiem najgorszego miesiąca w roku – Listopada.
Osobiście uważam, że samą PRACĄ formy się nie zrobi. Ba! Myślę, że im wyżej celujesz, to tym bardziej działania „okołotreningowe” będą decydować o twoim ostatecznym wyniku- w moim przypadku sportowym. Czas spędzony na rowerze ma już coraz mniejsze znaczenie, a coraz ważniejsza robi się jakość jego wykorzystania. Możesz trenować dużo, ale czy zawsze na 100%. I nie chodzi o jazdę na maxa, ale o: skupienie, siłę, wytrwałość, chęci i coś, o czym bardzo łatwo zapomnieć gdy nie wszystko nam wychodzi – NASZYCH WŁASNYCH CELACH i MARZENIACH!
Chcąc jak najbardziej zapobiegać „chwilom słabości” posiadam w moim mini sztabie kilku nieprzypadkowych specjalistów ze swoich dziedzin. Są dla mnie bardzo bliskimi osobami, bez których nie wyobrażam sobie kolejnych treningów oraz następnych kroków naprzód, które robimy, aby osiągnąć zamierzone cele.
Najważniejszą osoba w tym wszystkim jest mój trener Wojciech Marcjoniak. Współpracujemy razem od 11 lat i dobrze zna mnie, jak i mój organizm. Za nami setki godzin rozmów, analiz, planowania i rozmowy o sportowych marzeniach.
Wciąż szuka nowych bodźców, rozwiązań, pomysłów. Kontroluje i układa cały plan treningowy. Rozumie i traktuje mnie holistycznie! Rozumie, że jestem tylko człowiekiem, a mój organizm nie należy do najbardziej odpornych na bodźce z zewnątrz (w ogóle nie jest).
Osobą, która jeszcze bardziej dba o moją głowę jest psycholog sportu Antoni Marczyński, z którym współpracuje od niespełna dwóch miesięcy.
Antek to super gość i doskonale zrozumiał mój wstręt do odpoczywania. Od razu wytoczył swoje najcięższe działa przeciw niemu i rozpoczął edukowanie mnie z zakresu odpoczynku. Uświadomił mi jak to robić, aby miało sens i jak może mi pomóc w treningu – zaufałem. Nie żałuje. Czuję poprawę w samopoczuciu, a na treningu jestem skupiony, spokojny i czuję się mocniejszy – a co najmniej zdolny do większych wysiłków.
W tym roku po kilku latach przerwy wróciłem do Blueberry Health & Diet po zaktualizowanie i dopasowanie do moich aktualnych potrzeb planu żywieniowego. Przy długich treningach lub zawodach wychodzi kto, jaką jakość paliwa dostarcza do swojego organizmu. Zrobienie mocnych powtórzeń pod koniec treningu bardzo często zależy od tego, co i w jakich ilość zostało spożyte przez ostatnie kilkanaście godzin. U mnie w poprzednich latach był to dość duży problem i mam nadzieję, że uda nam się go wyeliminować.
Z mojego mini sztabu został jeszcze do wymienienia niezastąpiony Tomek Sołowiński – Fizjoterapeuta. Zawsze w razie jakiegoś przeciążenia lub niepokojącego bólu znajduje dla mnie dogodny i szybki termin. Jest to o tyle super, że nie mam czasu zrobić sobie większej krzywdy, a wszystkie kontuzje leczymy w ich zalążku. Przez lata współpracy dobrze poznał moje ciało i doskonale wie gdzie szukać przyczyn moich dolegliwości.
Wszyscy Ci ludzie dają mi wskazówki i pokazują drogę, którą warto zmierzać.
Tylko że to ja muszę je wprowadzać i stosować ich zalecenia na co dzień. Niestety wiemy, że nie jest wcale to takie super łatwe. Nie wystarczy pójść, zapłacić i nagle czuć progres. Codziennie wstaje i trzymam rozpisaną dietę, robię ćwiczenia oddechowe i relaksacyjne między uczelnią a treningiem, każdą jednostkę wykonuje najlepiej, jak tylko potrafię, a potem opisuje ją, aby trener miał informację zwrotną. Na koniec dnia roluje się i rozciągam jako procedura przygotowania organizmu do snu.
I tak codziennie. Wierzę w te rzeczy i codziennie wykonuje je z pełnym zaangażowaniem. Wierzę w ludzi, którzy poświęcają swój czas, abym mógł osiągnąć cele, które sobie postawiłem. Wierzę, że to wszystko zagra z wykonywanymi przeze mnie w tym okresie treningami, które opiszę w drugiej części tego tekstu.