Cześć, pewnie mnie za dobrze nie znacie, ale łatwo możemy to zmienić. Mam na imię Janek, od dziecka jestem związany ze sportem wyczynowym, a od kilku sezonów śmigam w Warszawskim Klubie Kolarskim. Tym artykułem spróbuje Wam umilić poranną kawę.
Początki
Warto byłoby zacząć od tego, że moją pierwszą dyscypliną sportową nie było kolarstwo. Już jako mały dzieciak zostałem zapisany na basen przez rodziców w celu poprawienia mojej postawy, skolioza itp. Nie spodziewali się, że gdy już nauczę się pływać, nie będę chciał wychodzić z basenu. Pod doświadczonym, choć surowym (łagodnie mówiąc) okiem mojej byłej Pani trener zacząłem swoją pływacką karierę w MKS Piaseczno. Mijały lata, a mi cały czas doskwierał ten sam problem, który dotyka również większość młodzików w kolarstwie – opóźniony skok wzrostu. Moi koledzy wystrzelili w górę i momentalnie stali się dwa razy szersi w barkach ode mnie, a ja cierpliwie czekałem na swoją kolej. Podczas mojej przygody z pływaniem, nie doczekałem się tego! Jedyne co mnie ratowało podczas rywalizacji ze znacznie silniejszymi rywalami, była jakże ważna w pływaniu technika. Tylko dzięki niej udało mi się wygrywać dużą część lokalnych zawodów pływackich, ale jasne było, że póki nie urosnę, to nie wejdę na poziom krajowy. Po 5 latach codziennego mierzenia się na futrynie i patrzenia czy nie urosłem, wiedziałem, że z warunkami fizycznymi nie wygram. Zrezygnowałem z pływania.
Czas na rower
Równolegle do ostatnich miesięcy w pływaniu zacząłem poruszać się na rowerze; dojazdy do szkoły, przejażdżki z tatą itp. Zdarzyło mi się nawet wystartować w zawodach na Kazurce organizowanych przez Poland Bike. Tam też poznałem mojego osiedlowego kolegę, który rzucił pomysł, abym wpadł z nim na trening do Warszawskiego Klubu Kolarskiego. Pomyślałem sobie, że właściwie skoro zbliżam się do końca pływania, to czemu nie. Pierwsze treningi składały się bardziej z obserwowania, jak jeżdżą starsi i czekania na mnie na światłach przy przejściach dla pieszych, a dopiero potem z jakiegoś konkretnego jeżdżenia. Byłem wtedy pierwszorocznym młodzikiem, o czym zupełnie nie wiedziałem. W pierwszym roku mojej przygody z kolarstwem wystartowałem w kilku edycjach Poland Bike. Drugi rok w WKK zapowiadał się już lepiej. Zrobiłem jakieś postępy, ”podejmowałem” rywalizację z innymi zawodnikami na Pucharach Mazowsza, a sezon zakończyłem 8 miejscem w wyścigu o Puchar Prezesa PZKol na ursynowskiej Kazurce, rozgrywanym przy okazji Mistrzostw Polski MTB XCO w 2017 roku.
Jeszcze więcej roweru
Jako pierwszoroczny junior młodszy, jeszcze bez trenera, wiedziałem już, że chcę wkręcić się w ten sport. Zacząłem więcej czytać i szukać fachowej wiedzy na temat kolarstwa, a głównym źródłem był trener i prezes WKK Błażej Maresz. Pamiętam, że tamten rok minął bardzo szybko, dużo jeździłem na klubowe treningi, a także startowałem w zarówno mniejszych, jak i większych zawodach. Niespodziewanie w sezonie 2018/2019 „dostałem” trenera – Marcina Kobiałkę, który przeniósł mnie na inny poziom treningu kolarskiego. W pierwszym roku trenowaliśmy bardzo intensywnie, co przynosiło coraz to lepsze rezultaty. Regularne starty w Pucharach Polski MTB XCO, przy których zebrałem masę doświadczenia i które pomogły mi uzyskać dobrą lokatę podczas mojego docelowego startu sezonu, czyli na Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży w sportach letnich w Gorzowie Wielkopolskim.
Kolarstwo na poważnie
To był, jak mi się wtedy wydawało, mój najcięższy wyścig. Miesiące przygotowań tylko po to, aby przez lekko poniżej godziny dać z siebie wszystko. Patrząc z perspektywy czasu, to trochę jak w pływaniu, tylko ja przeciwko sobie. Rywalizując, nie patrzyłem na moją pozycję, czy stratę do lidera, chciałem pojechać idealny wyścig. Dojechałem 4, tak niewiele brakło do wymarzonego pudła, co zostawiło długotrwały niedosyt.
Roztrenowanie? Pełną gębą.
Po zakończeniu sezonu 2018/2019 przyszedł czas na odpoczynek i ustalanie priorytetów na następny rok. Ewidentnie należę do osób, które nie lubią odpoczywać i wolą zrobić zawsze więcej niż mogą. Tym razem jednak dostałem solidny znak, że pora troszkę zwolnić. Nie mija tydzień mojego roztrenowania, a ja ląduje na ostrym dyżurze. Wyrostek robaczkowy, niby nic nadzwyczajnego i myślałem, że po paru dniach od jego wycięcia wyjdę ze szpitala. Tu po raz kolejny mój organizm dał znać, że tydzień w szpitalu to jeszcze za mało. Po dwóch tygodniach dostaję pytanie od Prezesa Błażeja Maresza, czy nie chciałbym dołączyć do części Warszawskiego Klubu Kolarskiego, którą wspierać będzie Specialized. Zgodziłem się momentalnie, teraz wypadałoby jeszcze wyjść ze szpitala. Kolejne dwa tygodnie to rozmyślanie o nowym rowerze i objaśnianie pani pielęgniarce z oddziału, różnicy między fullem na hardtailem :), no i pełna mobilizacja. Szpitalny korytarz stał się moją „bieżnią” treningową.
Ciężka lekcja
Sezon 2019/2020 był przede wszystkim inny niż każdy pozostały. Sytuacja covidowa nie pozwoliła ścigać się w normalnych warunkach i wszystko trzeba było robić inaczej. Ambicje były wielkie, ale najwidoczniej potrzeba mi cierpliwości. Ten sezon był dla mnie przede wszystkim lekcją, z której wyciągnąłem wiele wniosków na kolejne lata.
Trener?
Dużo osób widzi, że często trenuję z siostrą ucząc ją tego co ja już potrafię. Muszę przyznać, że takie dzielenie się wiedzą i doświadczeniem sprawia mi dużo przyjemności, zwłaszcza widząc później bardzo dobre efekty na zawodach. Szczerze mówiąc, nie myślałem nigdy o trenowaniu kogoś, póki co skupiam się na tym, aby mądrze trenować samemu i pomagać młodszej siostrze (Marysia Ambrożkiewicz), a co będzie potem, pokaże czas.
Plany na najbliższy sezon
W tej kwestii dużo nie chciałbym zdradzać, ale na pewno na celowniku mam Mistrzostwa Polski MTB XCO, Puchary Polski MTB XCO i imprezy szosowe typu Górskie Szosowe Mistrzostwa Polski. Na pewno obserwując moją osobę w sezonie, nie będziecie się nudzić!
Sponsorzy
Chciałbym bardzo podziękować wszystkim sponsorom: Specialized, AirBike, skleprowerowy.pl , Strefa Mocy i Hurom. Dzięki, że jesteście z nami w tych trudnych czasach!