W Val di Sole Bikeland po pasjonującej walce Mistrzynią Świata wśród juniorek została Francuzka Line Burquier. Druga na linii mety zameldowała się również Francuzka, Olivia Onesti. Trzecia na mecie pojawiła się reprezentantka gospodarzy, Sara Cortinovis. W wyścigu brały udział dwie zawodniczki z Polski. Z dalekiej pozycji startowej Kinga Żur (KS Luboń Skomielna Biała) przebiła się na 27 miejsce. Druga reprezentantka kraju, Katarzyna Praszczałek (RK Exclusive Doors MTB Team) ukończyła rywalizację na 47 pozycji.
Komentarz postartowy Kasi: „Mojego występu na Mistrzostwach Świata zdecydowanie nie mogę zaliczyć do tych udanych. Od samego początku czułam się słabo. Nie udało mi się przebić do przodu co skutkowało staniem w korkach i nerwowymi przepychankami. Podjazdy „nie wchodziły” tak jak bym mogła tego od siebie oczekiwać. Przeciwniczki mnie wyprzedzały, a ja miałam wrażenie, że stoję w miejscu. Czułam jakby ktoś założył na mój organizm blokadę, której nie mogę zdjąć żeby wykorzystać go w 100%. Nie pokazałam się ze swojej najlepszej strony, ale walczyłam na tyle, ile mnie było dzisiaj stać. Wystarczyło to na 47 miejsce. Pozostaje wyciągnąć wnioski i trenować dalej. „
Komentarz postartowy Kingi: „Mój debiut na Mistrzostwach Świata zdecydowanie zaliczam do udanych. Pojechałam jeden z lepszych wyścigów w tym sezonie, o ile nie najlepszy. Bardzo cieszy mnie fakt, że skupienie było ciągle na wysokim poziomie i to, że jechałam rozsądnie. Runda nie wybacza kryzysów, dlatego nie można było sobie pozwolić na zbyt mocny początek. Start daleki od ideału. Na pierwszym podjeździe już tworzą się korki no i biegniemy. Po pierwszej połowie jestem w okolicach 41 miejsca. Na trasie nieustanna walka i przepychanki. Był nawet taki moment, że patrzyłam czy moje szprychy są całe, nikt nie jeździł tutaj zbyt delikatnie. Na drugiej połowie rundy wjeżdżamy w ciasną i mocno techniczną część po lesie i powtórka z rozrywki, znowu biegniemy. Nie ma możliwości wyprzedzania, więc sprytnie czaję się i czekam na możliwość ataku i każdą staram się na maxa wykorzystać. Zjazdy jadę płynnie i szybko, na pierwszej rundzie zbyt małe odstępy nie były optymistyczne w mojej głowie, ale inna linia mnie uratowała. Wyścig od początku do końca to walka o jak najlepszą pozycję. Walczyłam aż do kreski i śmiało mogę być z tego dumna. Dziękuję wszystkim kadrowiczom za doping i sztabowi za obstawienie boxu i wielkie wsparcie! Wracam za rok z ogromną motywacją, a teraz lecę trenować, aby w przyszłości było coś lepiej niż „tylko” 27 miejsce„.
Fot: Kasia Praszczałek