Reprezentanci Warszawskiego Klubu Kolarskiego podsumowują start na Słowacji

0
fot. Paweł Miłosz

W niedzielę część zawodniczek i zawodników Warszawskiego Klubu Kolarskiego zdecydowała się na start w wyścigu Turieckap z rangą UCI C1. Przeczytajcie podsumowanie zmagań.

Tosia Białek (2. miejsce w elicie kobiet):

„Hejka, Tosia znowu nadaje! Znudziło mi się patrzenie w socialach jak moje koleżanki się ścigają, więc postanowiłam sama przypiąć numer i coś tam spróbować, oczywiście nie pod domem, to by było zbyt proste. Ruszmy z grubej rury, C1 na Słowacji, a co tam, serio? C1? Jak ja na C2 chyba nawet nigdy nie startowałam, nie wiem co mną kierowało przy tym wyborze, mógł to być w sumie Trainingpeaks.

Tak czy inaczej, dojechaliśmy na tą Słowację, a tu syf, błoto, mokre korzenie, zima, no nie zachęcająco mówiąc eufemistycznie, ale niespodzianka – objazd trasy idzie całkiem fajnie, może dlatego że jest w większości naturalna, mająca wszystko, ale też bez przesady. Nie miałam poczucia, że ktoś chce mnie zabić, tylko raczej że chce żebym się trochę zmęczyła i trochę pobawiła. I tak ma być, dobrze się tu czuję! Wieczorem kilka dziwnych (jak na zawodniczkę z takim stażem) pytań do trenera, typu „trenere, a ile czasu przed startem ja jem?” No co, zapomniało mi się troszkę, zdarza się najlepszym, to i mi może.

Następnego dnia kilka porannych rytuałów, garść żelków Haribo i na start, wieść niesie że cała trasa przejezdna, warunki stabilne. Nic, tylko jechać. I jak zwykle zaczynamy moją piętą achillesową, start. I tu muszę Wam przyznać, że jest cichy bohater, a właściwie bohaterka, Gosia, która chwilę przed startem przesuwa się i mówi do mnie, choć, ustaw się za nią bardziej, ona ma dobry start. I kurde! Jak ja bym w życiu dostawała same takie dobre rady, to bym chyba była już królem świata. Strzał w dziesiątkę, wielkie dzięki! Na kluczowy podjazd wyjeżdżam na 2/3 pozycji, trochę nie wiem o co chodzi to be honest, ale jadę ile mogę, i tak z kółka na kółko coraz bardziej kształtuje się w mojej głowie myśl, że naprawdę mogę dowieźć podium i to mnie mega napędza, amazing! Co prawda nie wiem czy bardziej gonię Jitkę czy uciekam przed Klaudią ale jadę wszystko, właściwie unikając błędów. Na mecie cieszę się jak dziecko, ale i wciąż nie dowierzam, nie zdążyłam się otrząsnąć, a już dekoracja. Tu plus dla organizatora, że nie ma czekania do nocy na oficjeli, tu zawodnik jest najważniejszy, miło! Wiadomo, że łatwiej dostać się na szczyt niż na nim utrzymać, wiem, wiem też, że to podium w większym rozrachunku niewiele znaczy, ale dla mnie to dużo, bo gdzieś pokazałam sobie, że mogę wyjść z trudnej sytuacji rodzinnej obronną ręką. I tak ze Słowacji wracam z tarczą, teraz szybka przepierka i widzimy się Białymstoku! Trzymajcie się ciepło! Tosia 👋🏼

fot. Paweł Miłosz

Klaudia Czabok (3. miejsce w elicie kobiet):

„Podczas Pucharu Słowacji miałam przyjemność reprezentować barwy narodowe. Zawsze czuje dumę z takiej możliwości, a że w ostatnim czasie mój głód ścigania narósł, bardzo cieszyłam się na start. Trasa znana i lubiana, zwłaszcza na rowerze typu full!

Do Turcianskich dotarliśmy w sobotę koło południa. Padało. Po ostatniej przygodzie w Kutnej Horze przez chwilę poczułam lekki niepokój. Przyjechałam się ścigać, a nie biegać z rowerem! Na szczęście jeszcze przed planowanym objazdem pogoda się uspokoiła i można było zapoznać się z rundą. Tego dnia było kilka nieprzejezdnych miejsc, ale trasa bardzo szybko przesychała. Po objeździe moim rowerem zajęła się obsługa, a ja mogłam zająć się sobą, odpocząć i ułożyć sobie w głowie jutrzejszy dzień. Byłam spokojna i pełna optymizmu.

Niedziela: stoję w pierwszej linii i czuje się pewnie. Młodsi koledzy poinformowali, że trasa jest w 100% przejezdna. Podejrzewam, że nie znaczy to aby była w 100% przyczepna, ale cieszę się na wyzwanie szukania optymalnej linii i bycia czujną.

Startuje sprawnie. Rozpędzam rower po namokniętej łące i na łuku ładuję się w jakąś kałużę. Jest na tyle głęboka, że o mało co nie spadam z roweru. Nie była to optymalna linia i dość mocno mnie wyhamowała, ale staram się nie przywiązywać do tego uwagi, tylko cisnąć dalej. Ciężko mi oszacować, na której pozycji wjeżdżam w las, ale to nie ma większego znaczenia, bo wyprzedzanie idzie mi nad wyraz sprawnie. Zachowuję spokój, nie szarpię się niepotrzebnie. Jeśli nie mogę jechać tak szybko jakbym chciała, to staram się odpocząć, a jak tylko pojawia się miejsce, to przeskakuję do przodu. Podoba mi się ta trzeźwość umysłu. Już pod koniec pierwszej rundy jestem trzecia. Czuję się dobrze i wierzę, że zaraz powalczę o jeszcze więcej. Pierwsza jedzie Cebelicka Jitka, a druga (moja klubowa koleżanka) Tosia Białek! Właściwie cały wyścig widzę ją gdzieś przed sobą. Mobilizuje mnie do mocnej jazdy. Zdecydowanie bardziej lubię gonić niż uciekać.

Chyba najbliżej drugiej pozycji jestem na początku trzeciej rundy, ale popełniam serię błędów (dwie małe wywrotki) i strata znów rośnie. Pod koniec trzeciej rundy widzę, że czwarta – Ola Podgórska – znacznie się zbliżyła. Jeszcze dwie rundy, wiele się może zdarzyć.

Naciskam mocno na pedały i koncentruję się na trasie. Biało-niebieską, dobrze mi znaną koszulkę, widzę już tylko na dłuższych podjazdach i gęściej utkanych nawijakach. Nie jestem w stanie się zbliżyć. Na metę wjeżdżam ze stratą 1:18 do pierwszej i 39 sekund do drugiej zawodniczki. Jest to moje pierwsze zagraniczne podium! Jestem bardzo zadowolona ze swojej jazdy. To był dobry wyścig.

Dziękuje obsłudze #teampoland! Cieszę się, że mogłam jechać ten wyścig w ramach kadry narodowej. Dobrze jest się niejako „oswoić” z drużyną. Organizacja i atmosfera wyjazdu były bardzo dobre. Już się nie mogę doczekać kolejnego wyjazdu!”

fot. Paweł Miłosz

Konrad Czabok (10. miejsce w elicie mężczyzn):

„Runda w Turciańskich Teplicach nie wpisuje się w standardowy kanon tras „pode mnie”. Mimo to zawsze wracałem stamtąd zadowolony z występu. Tak również było teraz. Już na starcie całkiem zgrabnie przedostałem się z 33. pozycji startowej do pierwszej dwudziestki. Las wilgotnych korzeni sprawiał, że wszyscy zmagali się z drobnymi błędami, takimi jak podparcia i wywrotki. Kolejność zawodników ciągle się zmieniała, aż do czasu, gdy różnice czasowe zaczęły się robić większe. Chociaż czułem, że moje tempo trochę spadało, to jednak innym spadało bardziej i w drugiej części wyścigu dużo wyprzedzałem. Na metę wjechałem na 10 miejscu, co jest moim najlepszym dotychczasowym wynikiem na wyścigu UCI C1. Byłem zarazem pierwszy w U23 (choć nie było prowadzonej takiej klasyfikacji). Po nieszczególnie udanych występach w Langenlois i Kutnej Horze taki wynik wyjątkowo mnie cieszy.”

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here