Mistrz Polski w Maratonie MTB Maksymilian Wiśniowski z relacją z ostatnich wyścigów.

0

Poniżej znajduję się komentarz Maksa Wiśniowskiego, który postanowił się podzielić swoimi odczuciami i przemyśleniami odnośnie Mistrzostw Polski w Maratonie MTB i ostatniej edycji Pucharu Polski XCO. Gratulujemy Maksowi tak cudownych wyników w tym sezonie, a w szczególności zdobycia tytułu Mistrza Polski. Zapraszam do zapoznania się z tekstem zawodnika:

Za mną intensywne dwa tygodnie, Mistrzostwa Polski w Maratonie i finał Pucharu Polski w Jastrzębiu-zdroju – dwa skrajnie różne wyścigi jeden po drugim. W moim przypadku trzeba było dokonać wyboru, czy skupić się na budowaniu wytrzymałości i mocy na długich, równych podjazdach, czy na krótkich interwałach i umiejętności szybkiej regeneracji pomiędzy nimi. Wspólnie z trenerem Wojtkiem Halejakiem zdecydowaliśmy na przygotowania do MP w maratonie. W Wiśle czułem się pewny, tym bardziej że trasę znam dość dobrze, gdyż prowadziła po moim „placu zabaw”, na którym regularnie trenuję, a sztywne, długie podjazdy i męczące warunki to coś co mi sprzyja, jednak po obserwacjach rywali na poprzednich wyścigach, także na szosie, wiedziałem, że stawka w tym roku jest bardzo mocna i jak to określił Krzysiek Łukasik, na pewno nie będzie romantycznie.

Większość startów w maratonach w tym sezonie traktowałem w głównej mierze treningowo, testowałem, ile jestem w stanie jechać z czołówką elity, po jakim czasie spodziewać się kryzysu i jak reaguję na nieprzewidziane sytuacje np. żywieniowe. W ten sposób wyklarował się prosty plan – pilnować pierwszego Orlika, zaatakować w połowie trasy i dojechać samemu do mety. Nie planowałem walczyć specjalnie w czołówce elity, bo byłem świadomy, że to jeszcze nie mój czas.

Od początku wszystko szło wzorowo – po starcie na spokojnie przesunąłem się do przodu, już po pierwszym podjeździe puściłem Konrada Czaboka z założeniem trzymania mu koła. Niestety w połowie drugiego, zarazem najtrudniejszego podjazdu na trasie Konrad trochę zwolnił, nie za bardzo kusiła mnie wizja samotnej jazdy przez następne 55km, jednak kolejny Orlik miał już dość sporą stratę, więc nie pozostało mi nic innego niż narzucić swoje tempo i nie oglądać się za siebie. Starałem się jeść dużo i często, czego powoli się uczę od starszych kolegów z drużyny, choć nie jest to takie proste przyjmować po 100 z hakiem gramów węgli na godzinę. Ostatecznie ”taktyka” wyszła – od początku zbudowałem około 2 minuty przewagi, które przez większość wyścigu jeszcze lekko powiększałem.

Po trzech godzinach ścigania zaczęły się schody, wiedziałem, że nie mam jeszcze wytrzymałości na tak długi wyścig, wiadomo bomba wrogiem każdego maratończyka, usłyszałem też za sobą kolejnych zawodników, przyszedł moment obawy, że za chwilę dogonią mnie kolejni orlicy. Na szczęście dla mnie był to Piotrek Brzózka, więc pozycja w U23 wydawała się nie zagrożona. Cały czas nie wiedziałem jednak jak daleko jest drugi zawodnik i jak szybko jedzie, do tego licho nie śpi i o defekt nie trudno. Robiłem więc wszystko by utrzymać koła Piotrka i dojechać do mety. W ten sposób po 3 godzinach 45 minutach przecinam kreskę niesamowicie wykończony, ale z koszulką Mistrza Polski U23 w Maratonie MTB. Gratulacje należą się przede wszystkim Krzyśkowi, Pawłowi i Michałowi którzy zdobyli całe podium w elicie. W tym roku JBG-2 nie było zbyt gościnne.

Tydzień później przyszedł czas na powrót do cross-country. Trasę w Jastrzębiu również znam bardzo dobrze, mimo że uległa małym zmianom, moim zdaniem na lepsze. Liczyłem, że mocna noga pozwoli przyzwoicie pojechać wyścig. Niestety organizmu się nie oszuka, faktycznie siła po maratonie została, jednak nie byłem w stanie odpowiednio szybko regenerować się i wyrównać oddechu po każdym podjeździe. Na trzecim z dziewięciu piekielnie szybkich okrążeń zacząłem odczuwać tego skutki – musiałem zejść z najwyższych obrotów i powoli traciłem kolejne pozycje. Ostatecznie skończyłem trzynasty w elicie jako piąty orlik. Wynik nie powala jednak w moim przypadku mogłem się tego spodziewać. Nie mam jeszcze tak wyrobionych zdolności adaptowania się do tak skrajnych warunków na trasie (jeszcze nie).Cóż czasem przygotowania to kwestia wyboru, w tym przypadku sukces na imprezie mistrzowskiej potwierdził dobry wybór.

 

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here