„Głęboko wierzę, że te starty zaowocują w przyszłości” Klaudia Czabok (Warszawski Klub Kolarski) | Salamina Epic Races

0

To będzie długi wpis. Szczery. Miejscami emocjonalny, ale czy to właśnie nie za emocje najbardziej kochamy sport?

Zapraszam do zapoznania się z całością przygody, ale jeżeli interesują Cię tylko starty, oczywiście można przeskoczyć od razu do daty 1.03 😉

Prolog:

Siedzę w kawiarni Woch z trenerem i Karolem po niedzielnej przejażdżce. Jest połowa listopada. Pojawiają się pytania co z sezonem. Kiedy lecimy w ciepłe potrenować?

Karol opowiada o swoich planach, możliwościach. Ja zerkam w terminy sesji egzaminacyjnych.

Karol 11.02. kończy etapówkę… Ja 10 mam koniec sesji… Czyżbyśmy mieli się minąć? Narasta we mnie lekki niepokój. Rafał mówi, że trzeba zrobić bazę, spędzić parę tygodni w ciepłym…

Karol wspomina, że rozważa z Krzychem starty na Salaminie… Ohh też bym tak chciała.
– Chciałabyś? – podłapuje Rafał – Ja Cię przygotuję. Możemy to zrobić.
W moich oczach pojawiają się iskierki. Czuję lekkie zakłopotanie. Bardzo bym chciała, ale przecież WKK nie poleci. Kto mi pomoże? To droga wyprawa. Jak?

***

Egzaminy zdaję w pierwszym terminie na samym początku sesji. 8 lutego lecę do Calp.

Parę dni później dołącza do mnie Karol.

25.02. kończę zgrupowanie. Przemieszczam się busem do Barcelony z pomocą wracających do Polski zawodników. Za drobną opłatą podrzucają nas pod hotel, niedaleko lotniska.

26.02. Podróż Barcelona-Salamina. (opis przygody)
Wstajemy, jemy śniadanie i idziemy pchać saki z rowerami na przystanek. O 8:20 czekamy na autobus, którym mamy dotrzeć na lotnisko. Nie przyjeżdża. W międzyczasie mija nas z 5 peletoników kolarzy. Jest niedziela, przed 9 rano! Hiszpania jest niesamowita.

Ale my wciąż czekamy. Czasu do wylotu coraz mniej. Po trochę ponad 30 minutach przyjeżdża kolejny autobus. Ochoczo ładujemy się do środka, ale zostajemy wyproszeni. Z rowerami nie można. Nigdzie o tym nie piszą, a w dodatku rowery są w torbach. Pani kierowca jednak nie daje się przekonać. Karol biegnie pod hotel po taksówkę. Przyjeżdża nią pod przystanek, by zgarnąć mnie z rowerami. Wysiadają, ale pan taksówkarz kręci głową. „Pakę” ma dużą, ale sak się nie mieści. Wystarczyłoby pochylić siedzenia… Ale nie wolno. Mocno zestresowani, jesteśmy zdeterminowani by zapłacić ekstra. Jednak kierowca pozostaje niewzruszony. Zamyka bagażnik. I chyba w tym momencie wybuchłabym płaczem, ale z nieba spada taksówka-bus, która właśnie jedzie w kierunku lotniska i ma miejsce. Uff! Do pełnej ulgi jeszcze brakuje, bo czasu do wylotu coraz mniej, ale jedziemy!

Lotnisko jest duże i chwilę zajmuje zanim zostaje nam wskazane miejsce do nadania „special baggage”. Wszystko udaje się dosłownie na ostatnią chwilę. Dopiero wsiadając do samolotu czuję ulgę. Lecimy do Athen. Lot przebiega bez komplikacji. Odbieramy bagaże i przechodzimy do kolejnego etapu podróży. Tu z pomocą wkroczy Michał Topór. Jest około 15-tej czasu lokalnego. Michał właśnie kończy swój wyścig. Ma pomóc nam zrzucić bagaż na nocleg.

Z lotniska jedziemy pociągiem w jego stronę. (Przed kupieniem biletu, pierwsze pytanie brzmiało czy można z rowerami). Wysiadamy w pobliżu parkingu i rozkładamy rowery 😊
Podjeżdża Michał z Olą i przejmują nasze bagaże. Nie zmieścilibyśmy się wszyscy do busa, ale to nie problem. Po takiej podróży nasze nogi domagają się przepompowania krwi, więc robimy rozjazd w kierunku Salaminy. Jedziemy przez miasto w kierunku portu. Prom i spokojny dojazd do hotelu. Docieramy o zachodzie słońca – magia. Po chwili dojeżdża Michał z bagażami. Dziękujemy. Musiał nadłożyć sporo drogi w dodatku po swoim pierwszym wyścigu.

Po około 4-5 godzinach do naszej bazy dojeżdża Krzycho. On już wynajętym samochodem (wynajęcie samochodu przeze mnie czy Karola byłoby sporo droższe przez nasz wiek).

27.02. Spokojna przejażdżka i zapoznanie z trasą. Ciekawostka: Tego dnia w Grecji był Green Monday, rozpoczynający wielki post. Puszczano latawce.

28.02. Wprowadzenie na trasie. Odbiór numerów startowych. Przygotowanie rowerów.

01.03. Salamina Epic MTB UCI C1

Tego dnia wyścig miałam o 12 czasu lokalnego. Na ok 1,5 godziny przed byłam już w okolicy startu i na spokojnie mogłam się przygotować do wyścigu.

Byłam bardzo podekscytowana. Pierwszy start!

Nie było nas (elity kobiet) za dużo, ale poziom był dość dobry. Zostałam trochę niefortunnie rozstawiona i po starcie byłam bliżej końca stawki. Było nerwowo, nie potrafiłam się odnaleźć. Jednocześnie miałam wrażenie, że nie ma tempa i jednocześnie traciłam pozycje. Dopiero po około 25 minutach poczułam, że wdrożyłam się w wyścig i zaczęłam przechodzić do przodu.

Miałam problem z wyprzedzaniem i zawsze chwilę mi zajęło zanim zdecydowałam się na ten manewr. Uznałam, że cel na następne wyścigi to robić to pewniej. Ostatnią rundę pojechałam najszybciej, a na finiszu byłam w stanie odeprzeć atak Austriaczki. To że energii starczyło do końca uznałam za pozytywny prognostyk w kontekście kolejnych dni.

6 miejsce – 18pkt UCI. Po wyścigu staram się jak najszybciej ogarnąć i kieruję się do boxu pomóc chłopakom z JBG2.

2.03. Start planowany na 11. Wstaję i gotuję gar ryżu. Chłopaki jeszcze śpią. Przygotowuję sobie posiłek postartowy. I gdy już wszystko gotowe Karol krzyczy, że nie ma dziś wyścigu. Ze względu na katastrofę kolejową i żałobę narodową został przeniesiony.

W pełni rozumiemy i szanujemy tą decyzję. Tego dnia robimy spokojny rozjazd.

3.03. Wprowadzenie

4.03 Po kilku zmianach komisarze ustalili, że dziś będzie wyścig klasy HC. Oczywiście informacje dostaliśmy odpowiednio wcześniej. Mogliśmy mailowo wyrazić nasze stanowisko na ten temat, ale ta decyzja jak najbardziej nam odpowiadała.

Start 10:45 czasu lokalnego. Do pokonania o jedną rundę więcej. Czułam się dobrze. Naprawdę bardzo dobrze. Miałam kilka wniosków z poprzedniego startu i wierzyłam, że uda mi się je wykorzystać. Trasa po wczorajszej burzy wyglądała trochę inaczej. Miejscami była bardziej przyczepna, a miejscami śliska.

Lepsze rozstawienie na starcie dodatkowo napawało optymizmem, ale w pierwszych sekundach wyścigu zawodniczka z lewej zdzieliła mnie swoim tylnym kołem bardzo agresywnie przechodząc na przeciwległą stronę. Podparłam się, ratując od wywrotki i wystartowałam z lekkim opóźnieniem. Na szczęście nie wiedziałam jeszcze, że jestem ostatnia. Wbiłam się z powrotem w peleton i dużo odważniej niż ostatnio zaczęłam przechodzić do przodu. Od razu weszłam w tryb walki o pozycje – tryb, którego brakowało mi na poprzednim wyścigu.

Potrafiłam świetnie zarządzać mocą. Wiedziałam, kiedy przeskakiwać pozycje, kiedy odpocząć. Jednak około 30 minuty wyścigu delikatnie uślizguję się na zjeździe i dobijam tylnym kołem w jakiś kamień. Słyszę syk uciekającego powietrza. Opona musi być znacznie rozcięta, bo w mgnieniu oka z tyłu mam flaczka. I tu moje szczęście, że zdecydowałam się na „węża” (wkładka antydobiciowa) w tylnym kole. Dużo wolniej, z większym oporem i mniejszą kontrolą tylnego koła, ale mogę jechać. Do boxu jest dość daleko, ale ten wyścig jest o rundę dłuższy niż poprzedni, więc będę miała czas ponadrabiać. Karol zmienia mi koło. Wracam do walki. Nowe koło wydaje się lekkie i szybkie, ale gdy wjeżdżam w teren zaczynam się ślizgać. Ma bardzo dużo powietrza i brakuje mi tej przyczepności. Po kilku zejściach z roweru jednak postanawiam lekko upuścić powietrza. I tu duży wstyd, krępująca sprawa się do tego przyznać. Nie dokręcam wentyla. Powietrze wciąż ucieka. Po chwili znów jest go mało. Ponownie zjeżdżam do boksu i zmieniam koło. Wystarczyłoby dopompować, ale nie mam pewności. Jestem na siebie zła. Wyścig już pojechał. Przez chwilę waham się czy nie zejść z trasy, ale to HC, trzeba dojechać po te kilka punktów.  Karol mówi, że różnice są duże i bym jechała już spokojnie, bo jutro też jest wyścig. Chłopaki idą szykować się do startu, a ja pokonuję kolejne okrążenia z większą rezerwą. Po chwili jednak orientuję się, że mimo spokojniejszego tempa zbliżam się do kolejnych zawodniczek. Przyspieszam, ale jestem niekonsekwentna. Na zmianę zastanawiam się czy jechać mocno, czy jednak dać się zdublować i móc szybciej trafić na box by pomóc chłopakom. Ostatecznie wyprzedzam jeszcze 2-3 zawodniczki i kończę rywalizację na 15 pozycji.

HC miejsce 15 – 12 pkt UCI

Tego dnia jestem przybita. Dużo emocji kosztował mnie ten wyścig. Zabrakło mi konsekwencji.

05.03. Dziś wyścig C1, start o 10:00 czasu lokalnego.

Wstaję wcześnie rano gotować ryż. Czuję się w miarę okej. Wierzę, że dziś uda mi się spoić dobry początek z wczorajszego dnia z dobrą dalszą częścią z wyścigu pierwszego.

Tym razem start przebiega pomyślnie. Jadę szerokim łukiem i szybko wbjam się na około 6-7 miejsce. Cieszę się. Przechodzę na 5 pozycję. Jest super, ale jednak to tempo jest dla mnie za mocne. Lekko odpuszczam. Przechodzą mnie ze 2-3 zawodniczki. Na watach widzę, że jadę ciut słabiej niż w poprzednich dniach. Mam nadzieję, że to chwilowy kryzys i że zaraz złapię drugi oddech i ponownie będę w stanie wspinać się do przodu. Jednak jedzie mi się coraz ciężej. Jestem zmęczona. Mocna jazda kosztuje mnie dużo więcej wysiłku niż w poprzednich dniach. Dodatkowo poczucie, że zamiast zyskiwać, to tylko bronię pozycje, jest dla mnie trudne.

Dojeżdżam do mety na 9 pozycji. Niezbyt usatysfakcjonowana, ale wiem, że tego dnia tylko na tyle było mnie stać.

C1 miejsce 9 – 12 pkt UCI

06.03. Wracamy do Polski

Podsumowując.

Cieszę się że zdecydowałam się na akcję – Salamina. Jestem bardzo wdzięczna, że mogłam się dołączyć do wyjazdu Chłopaków z JBG2. Rozłożenie kosztów, dobra atmosfera i wzajemna pomoc.

Dorobek punktowy z wyjazdu nie jest zbyt imponujący – 42pkt. Tu pluję sobie w brodę za swój występ na HC i błędy, które popełniłam, ale jednocześnie uważam że wszystko jest po coś.

Głęboko wierzę że te starty zaowocują w przyszłości i na kolejnych wyścigach będę jeszcze mocniejsza. Bo muszę przyznać że, czuje się mocna.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here