Dziś mieliśmy okazję zapytać jednego z uczestników tegorocznego Cape Epic o krótki komentarz, jak wyglądają starty w zawodach takiej rangi oraz samo przygotowanie do kolejnych etapów.
Zapraszamy do przeczytania relacji jaką napisał dla nas Paweł Kowalski.
„5.00 rano pobudka, zimno, ciemno, człowiek zesztywniały po całej nocy w śpiworze. Nic to, trzeba wstać. Przy najbliższym punkcie z wodą toaleta, mycie zębów i na śniadanie. Śniadania serwowane są w godzinach 5 – 8 rano. Do wyboru owsianka, jajecznica, tosty, dżemy, owoce, jogurty, makaron, kiełbaski, omlety, pieczywo i wiele innych. No limit;)
Po śniadaniu chwilą oddechu, spacer do Bike parku po rower. Ale za nim dostaniemy rower, Pan najpierw przetrze go szmatką z rosy byśmy się nie zmoczyli. Powoli trzeba się ogarnąć i spakować wszystko do dużej podróżnej torby, którą otrzymaliśmy na początku i zdać torbę do odpowiedniego punktu. Stamtąd wszystko i zarazem tylko to, co jest w tej torbie jest przewożone do następnego następnej bazy (miejsca w którym odpoczywamy).
Teraz pora przygotować siebie do startu. Można zabrać ze sobą worek opatrzony naszym numerem. W worku można zabrać najpotrzebniejsze rzeczy, następnie zdajemy go tuż przed startem w odpowiednim miejscu i otrzymujemy go na mecie.
Przed wejściem do sektora jeszcze obowiązkowe sprawdzenie respondera, który obowiązkowo trzeba mieć przy sobie, sprawdzenie numerów i co do minuty punktualnie trzeba stawić się na starcie.

W naszym przypadku jest to 7:30. Na początku powoli, z respektem do tego co nas czeka, jedziemy wspólnie grupą by na pierwszych wzniesieniach zaczęła robić się naturalna selekcja.
Bufet to praktycznie małe miasteczko! Parę namiotów, speaker, kibice, mały serwis Point. Do wyboru Izo, woda, cola, mnóstwo przekąsek banany, borówki, pieczone małe ziemniaczki, kanapki z dżemem, ciastka, lód do bidonów, żele, magnez i wiele innych. Do tego stanowisko do przemywania okularów i oczywiście punkt medyczny.

Po walce nie tylko z rywalami, a głównie z własnymi słabościami docieramy do mety.
Meta. Od razu po jej przejechaniu jesteśmy „atakowani” i dostajemy worek, który zdaliśmy na starcie. Pan chce zabrać od Nas rower i go umyć. Do ręki otrzymujemy nasz bidon z suplementami regenerującymi, który zdaliśmy wczoraj. Inny Pan od razu kładzie nam na kark zimny mokry ręcznik co by nas ochłodzić. Po przejściu barierek, do wyboru są zimne pitne napoje. Dostajemy torebkę z kanapkami i czymś słodkim. Do tego czeka na nas posiłek – na ogół trzy opcje do wyboru. Do tego wody pod dostatkiem, kosze z owocami. Wszystko w fajnym, chłodnym i dużym namiocie.

Po chwili odpoczynku pora odstawić rowery, można od razu do bike parku, gdzie zostaną umyte lub jak w naszym przypadku, oddać do jednego z punktów serwisowych gdzie zostaną sprawdzone, umyte i przygotowane do jazdy. W kwestii serwisów jest wiele do wyboru, między innymi fabryczny serwis FOXA czy Shimano, jest tez duży wybór sklepów. Serwisy pracują całą noc, są w stanie zrobić praktycznie wszystko. Sami się o tym przekonaliśmy. Piotrkowi (koledze, z którym jadę w parze) na drugim etapie zaczęło szwankować zawieszenie. Okazało się że popsuł się amortyzator typu „Brain”. Jak gdyby nigdy nic panowie w nocy zamontowali nowego „Braina” 😉

Po oddaniu rowerów idziemy po nasze duże torby z wszystkimi rzeczami. Mając je, udajemy się do miasteczka namiotowego. Warto to zrobić szybko, mamy wówczas większy wybór jeśli chodzi o namiot i jego umiejscowienie, tak aby było cicho na tyle ile się da oraz blisko najważniejszych punktów. Po rozpakowaniu zahaczamy o pralnię, gdzie odbieramy czyste rzeczy.
Teraz pora na prysznic. Przebieralnie oraz punkt gdzie można przeprać ubrania, pracują praktycznie cały czas. Po prysznicu oddajemy w specjalnym worku brudne ubrania do prania.
Teraz czas na relaks!
Generalnie my, jak i większość zawodników, relaksujemy się w specjalnej „chillout zonie”. Jest to duży namiot wypełniony różnej maści pufami, materacami, poduszkami, kanapami i fotelami, gdzie można się zrelaksować. Przy okazji można podładować elektronikę, a na dużych telewizorach obejrzeć trudy dzisiejszego etapu lub coś innego. Cały czas jest dostępny bar z zimną wodą. Na około bary z jedzeniem, piciem, kawą, przekąskami. W tle muzyka. Pomiędzy nami chodzi obsługa na bieżąco zbierając śmieci.
Po chwil odpoczynku w naszym przypadku pora na masaż. Masaże odbywają się w dużym namiocie, który obsługuje zewnętrzna firma. Jest to opcja dodatkowo płatna. Masaż trwa 45 minut, można wybrać kto cię ma masować, jaki sobie masaż życzysz. Systematycznie z tego korzystam i muszę przyznać, że znają się tutaj na swoim fachu! Nogi od razu prawie świeże. 🙂

Po masażu pora na wymianę bidonów. Bidony są ponumerowane. Codziennie zdaje się 2 sztuki z izo, które będą czekały na nas na trasie na bufetach i jeden z suplementami regenerującymi, który dostajemy tuż po przejechaniu linii mety. Odbieramy także stare, brudne do mycia.
Po ogarnięciu bidonów powoli udajemy się na kolacje.
Kolacja podobnie jak śniadanie – na bogato. Parę posiłków ciepłych, makarony, sałatki, mięsa, sery, pieczywo, warzywa, owoce, napoje, desery. Jednym słowem nie głodujemy tu:) W trakcie kolacji mamy podany codzienne podsumowanie dzisiejszego etapu i informacje co do jutrzejszego etapu i życia zawodnika Cape Epic. Dodatkowo w tle można zobaczyć pierwsze zdjęcia i filmy z danego dnia. Po kolacji, jak dobrze pójdzie, nadchodzi chwila na herbatę, jeśli nie trzeba zmykać powoli do namiotu szykować się do jutra. Czasu coraz mniej. Jeszcze wieczorna higiena i o 21 godzinie wygaszanie świateł. Wszyscy padamy. Jutro 5.00 godzinie znów pobudka…. 🙂

Na koniec informacje Covidowe.
Wyścig odbywa się w ścisłym rygorze sanitarnym. Warunkiem startu było przedstawianie negatywnego wyniku testu PCR, niezależnie czy jest się zaszczepionym czy nie. Po obozie trzeba chodzić w maseczkach. Na każdym kroku trzeba przemywać ręce. Codziennie trzeba mierzyć sobie temperaturę i odpowiedzieć na parę pytań w specjalnej aplikacji. Dodatki w 3 etapie każdy musiał przejść jeszcze raz test. Ale pomimo wszystko warto było!
Pozdrawiam, Paweł Kowalski ;)”