Wczoraj w Langenlois kolarze rywalizowali podczas trzydziestej edycji wyścigu KTM Kamptal Trophy o czym pisaliśmy w relacji. Jak swój wyścig ocenia Klaudia Czabok? Przeczytajcie podsumowanie zmagań zawodniczki reprezentującej Warszawski Klub Kolarski.
„KTM Kamptal Thropy- klasyk. Trasa niezmienna od lat, odpowiadająca starym standardom XCO. Nieprzyjemna! Długie podjazdy, długie zjazdy, mało akcji, mało techniki.
Na wyścig jechałam z dużym optymizmem. Mimo natłoku uczelnianych obowiązków dobrze przetrenowałam zimę i cieszyłam się, że po latach wracam w to miejsce. Ten wyścig ma niesamowity klimat! Oldschoolowa trasa, jazda między winnymi latoroślami i lokalne wino w pakiecie (w sumie jeszcze nigdy go nie piłam, a jednak zawsze cieszy powrót do domu z NIE pustymi rękami).
Objazd trasy zaliczyliśmy w sobotę w wyznaczonych godzinach. Była cięższa niż pamiętałam – nie wiem czemu tak chętnie tu wracam. Mimo to mój entuzjazm nie osłabł i w niedzielę o 11:30 pewnie stałam na linii startu. Start na wystrzał z pistoletu i konie ruszyły! Pierwsze metry trochę nerwowe w moim wykonaniu. Rozbiegówka to około 5 minut szerokiego podjazdu, więc bardzo selektywna. Widziałam całą czołówkę do szczytu i jechałam mocno, bo tak tu trzeba. Myślę, że nie przesadziłam. Na zjeździe nadrobiłam pozycję i na rundę docelową wjechałam koło 7 miejsca. Jest dobrze, widzę przede mną dużo osób. Top10 tutaj to ambitny, ale realny cel dla mnie. Ale nie ma co dzielić skóry na niedźwiedziu 😉 Wyścig dopiero się zaczął.
Na pierwszej rundzie było trochę roszad. Jakąś pozycję straciłam, jakąś zyskałam. Przy trasie dużo osób mi kibicowało – coś wspaniałego! Tuż za mną widziałam dziewczyny z Krossa. Ola sprawnie mnie dogoniła i wyprzedziła na podjeździe. Okej, jeszcze wszystko przede mną. Wydawało mi się, że nie tracę do niej dużo. Kontakt wzrokowy pozostał gdzieś do połowy drugiej rundy. Na usprawiedliwienie dodam, że to długa runda!
Popełniłam błąd i koło uśliznęło mi się na podjeździe, przez co kawałek musiałam podbiec z rowerem. Matylda to zauważyła i momentalnie do mnie doskoczyła. Jej oddech na plecach wywierał na mnie lekką presję. Wypłaszczenie i zjazd pojechała za mną, a na kolejnym podjeździe jej odjechałam. Uff! Mimo to wisiała gdzieś za mną. Odwracam się – nie ma jej, znowu się odwracam – jest! Moje tempo zaczęło spadać, męczyłam się. Może jednak przesadziłam na początku? Nie wiem. Wydawało mi się że nie. Jechałam 11. Nie widziałam nikogo przed sobą, było mi ciężko. Na następnych rundach popełniłam ten sam błąd na podjeździe i podbiegałam kawałek z rowerem. To nie w moim stylu! To nie powinno sprawiać mi problemu.
Wyścig wydawał się już stabilny. Powoli akceptowałam w głowie, że będę poza pierwszą dziesiątką. Pokonuję ostatni podjazd, widzę że mam przewagę nad Matyldą. OK, teraz spokojnie do mety. Nie jechałam wolno ostatniego zjazdu, ale nagle wyprzeda mnie Matylda! Byłam w szoku i od razu stanęłam w korbach chcąc nawiązać rywalizację o to 11 miejsce. Za szybko. Nie wolno tak robić na zakręcie – nie na takim sypkim podłożu. Podcięło mnie. Oszołomiona podniosłam się i pojechałam do mety. Widziałam jeszcze moją rywalkę, ale była już za daleko. Może bez wywrotki udałoby się jeszcze zawalczyć. Tak czy inaczej Matylda bardzo zaimponowała mi swoim atakiem na zjeździe. Szkoda że nie ma Stravy, bo chętnie zobaczyłabym jak dużo traciłam na tym elemencie.
Ostatecznie wyścig kończę na 12 miejscu, a na moje konto wpada skromne 6 punktów UCI. Kiedyś samo zapunktowanie tu to było coś wow. Teraz apetyt jest na dużo więcej. Pierwsze starty jednak rządzą się własnymi prawami. Wierzę, że z wyścigu na wyścig razem z moim XTC będziemy się rozkręcać. Kolejna próba już w sobotę na Pucharze Czech w Brnie!”
Zmagania Klaudii możecie śledzić na bieżąco tutaj.